
Kiedyś nawet nie wiedziałam, że je mam i było mi z tym całkiem dobrze. Wielokrotnie słyszałam od lekarzy, że w trakcie miesiączki dochodzi do złuszczenia błony śluzowej macicy, ale albo nie używali oni nazwy endometrium albo jakoś niespecjalnie zapadła mi ona w pamięć.
Przygotowania do czwartego in vitro przebiegły wręcz książkowo. Gdy zaszłam w ciążę też o endometrium nie myślałam, bo nic złego się nie działo, ciąża rozwijała się prawidłowo i z tego się cieszyłam. Nie analizowałam tego, co dzieje się z błoną śluzową macicy w kolejnych dniach czy tygodniach ciąży, interesowało mnie tylko to, co dzieje się z dzieckiem i jak ono się rozwija.
Synka urodziłam przez cesarskie cięcie. Po porodzie zostałam poinformowana, że byłam łyżeczkowana – bo taka jest procedura i każdej kobiecie się ten zabieg wykonuje. Miesiąc później dostałam silnych bóli brzucha i z wysoką gorączką trafiłam do szpitala. Okazało się, że mam zapalenie endometrium, że macica się prawidłowo nie oczyściła i muszę mieć kolejne łyżeczkowanie. Zgodziłam się, bo w zasadzie nie miałam innego wyjścia – chodziło o moje zdrowie i życie, bo z każdym dniem rosło zagrożenie wystąpienia sepsy. Po zabiegu dostałam antybiotyk i wróciłam do domu.
Przez kolejne miesiące byłam zajęta synkiem, karmiłam piersią i nawet mi do głowy nie przyszło, że z moim endometrium może się dziać coś złego. Dopiero, gdy po roku odstawiłam małego od piersi, a okres nie wracał zaczęłam się niepokoić. Byłam strasznie zdziwiona, gdy po zrobieniu badań hormonalnych, które wyszły bardzo dobrze – ginekolog mi powiedział, że mam problem z endometrium. Prawdopodobnie przeprowadzone łyżeczkowania uszkodziły je na tyle mocno, że nie przyrasta…
Pojechaliśmy do naszej kliniki, dzięki której zaszłam w ciążę i myślałam, że tam coś wymyślą, przecież od tego są by doprowadzać do ciąży w sytuacjach z pozoru niemożliwych. Rozpoczęliśmy przygotowania do criotransferu. Brałam estrogeny przez 10 dni, potem wizyta i szok…moje endometrium miało tylko 5mm. Lekarz podjął decyzję o odwołaniu transferu. Kolejny miesiąc – znowu to samo, mimo przyjmowania leków błona śluzowa macicy miała niecałe 6mm.
Nigdy nie zapomnę słów, które wtedy usłyszałam od lekarza. Nie owijał w bawełnę, mówił wprost, że nasze szanse na ciążę przy tak cienkim endometrium są bardzo małe. Ale nie to było najgorsze…Najbardziej zabolały słowa o tym, że moje endometrium po cesarce i przebytych łyżeczkowaniach już prawdopodobnie nigdy się nie zregeneruje i możliwe, że nie będzie mi dane zostać mamą po raz drugi. Oczywiste jest, że bez odpowiedniej grubości endometrium niemożliwe będzie zagnieżdżenie zarodka i uzyskanie ciąży.
Nie poddałam się i póki co zamierzam walczyć dalej. Za kilka dni kolejna wizyta w klinice, kolejna próba przygotowania do criotransferu. Czy tym razem się powiedzie? Trzymajcie kciuki!
Zostaw komentarz