
Po podjęciu przez nas decyzji o in vitro, wszystko działo się strasznie szybko. Chyba nie do końca byliśmy gotowi na taki obrót spraw. Wizyta w klinice, badania i zaraz potem sugestia lekarza abyśmy skorzystali z ICSI (czyli docytoplazmatycznej iniekcji plemnika). Zupełnie nie wiedziałam na czym polega ta metoda, dlaczego jest dla nas lepsza od standardowego zapłodnienia na szkiełku. Wątpliwości narastały z każdą chwilą, niemalże z każdym dniem. Największe obawy były związane z tym- czy w trakcie wstrzyknięcia plemnika moje komórki nie zostaną uszkodzone, a jeśli tak, to jak wpłynie to na jakość rozwijających się później zarodków.
W związku z tym, że rodzące się w mojej głowie pytania nie dawały mi spokoju- postanowiłam jeszcze raz odwiedzić lekarza prowadzącego i dopytać o szczegóły. Dopiero po rozmowie z nim emocje opadły, a ja wiedziałam, że ICSI jest dla nas najlepszym rozwiązaniem i metodą, która maksymalnie zwiększała nasze szanse na ciążę. Nie muszę chyba dodawać, że właśnie to podejście było tym szczęśliwym, a dokładnie 9 miesięcy później na świat przyszedł nasz synek.
Co to jest ICSI i dlaczego z niego korzystaliśmy?
ICSI to metoda zapłodnienia pozaustrojowego, która polega na wprowadzeniu plemnika bezpośrednio do wnętrza komórki jajowej. Wstrzyknięcie plemnika odbywa się za pomocą mikroigieł. I teraz najważniejsze- aby proces zapłodnienia w metodzie ICSI przebiegł prawidłowo, wybrany plemnik musi być żywy, lecz nieruchomy. Dlatego też embriolog pozbawia go wici za pomocą obróbki enzymatycznej. Wiem, brzmi to strasznie…i budzi wiele wątpliwości. Po pierwsze- czy w trakcie tego procesu może dojść do takiego uszkodzenia plemnika, które wyklucza jego wykorzystanie? I czy taki unieruchomiony plemnik jest zdolny do zapłodnienia komórki, a czy z tak zapłodnionej komórki rozwinie się prawidłowy zarodek?
Wyobraźcie sobie, że mimo iż procedura unieruchomienia plemnika wygląda groźnie, to jednak w żaden sposób nie wpływa na zdolność do zapłodnienia, ani na dalszy rozwój zarodka. Uff…czyli mimo, iż jest to metoda mocno inwazyjna to jest bezpieczna.
Komórki jajowe są bardzo wrażliwe na światło oraz powietrze atmosferyczne, dlatego też wstrzyknięcie plemnika powinno odbyć się w możliwie najkrótszym czasie. Procedura ICSI wymaga od embriologa skupienia i dużych umiejętności manualnych. Po wstrzyknięciu plemnika do komórki, zarodek jest przechowywany w specjalnych warunkach laboratorium embriologicznego. Warto wybrać klinikę, która ma doświadczoną kadrę medyczną i nowoczesne laboratorium, gdyż może to w znaczny sposób wpłynąć na skuteczność powodzenia tej metody zapłodnienia in vitro.
My korzystaliśmy z ICSI z powodu bardzo słabych parametrów nasienia. Nie dość, że morfologia była na poziomie 2%, to jeszcze plemniki miały obniżoną ruchliwość. ICSI umożliwiło embriologowi wybór najlepszego pod względem ruchu i morfologii plemnika (powiększenie około 400 razy).
W sytuacji, gdy w nasieniu partnera występuje mało plemników, ale mają one prawidłową budowę i są ruchliwe- wystarczy skorzystać z klasycznego in vitro. Jeśli plemniki są uszkodzone– wtedy najlepszym rozwiązaniem jest ICSI. Metoda ta polecana jest również parom, u których klasyczne in vitro zakończyło się niepowodzeniem. Rekomenduje się ją również kobietom, które mają obniżoną rezerwę jajnikową lub cierpią na niepłodność idiopatyczną czyli taką, która jest niewiadomego pochodzenia.
ICSI krok po kroku czyli jak wygląda ta procedura w praktyce
Przez miesiąc przed przystąpieniem do procedury ICSI przyjmowałam tabletki antykoncepcyjne. Następnie przystąpiłam do stymulacji, w trakcie której przyjmowałam Gonal f i co kilka dni jeździłam na usg w celu podglądania jak rosną komórki. W zależności od tego jak kobieta reaguje na przyjmowane leki- lekarz może zwiększać lub zmniejszać dawki, bądź zmieniać leki na inne. Nie jest też powiedziane, że będziesz stymulowana Gonalem, lekarz może zaproponować zupełnie inny lek a do wyboru ma cały wachlarz. Hormony przyjmowałam w formie zastrzyków- sama je robiłam raz dziennie., wieczorem przed snem.
Po kilkunastu dniach, gdy pęcherzyki osiągnęły odpowiednią wielkość- lekarz wyznaczył termin punkcji. Zabieg punkcji czyli wyjęcia pęcherzyków z jajników trwał zaledwie kilkanaście minut i był wykonany w znieczuleniu ogólnym. Właśnie ze względu na to znieczuleniem- od rana musiałam być na czczo. Tego samego dnia wróciłam do domu.
Pobrany z jajników płyn pęcherzykowy trafił do laboratorium, gdzie wydzielono z niego oocyty, a następnie umieszczono je w specjalnym inkubatorze. W tym samym czasie mój mąż oddał nasienie. Reszta już działa się poza nami- embriolog zapłodnił komórki plemnikami przy wykorzystaniu metody ICSI i czekaliśmy na telefon z kliniki z informacją ile i jakich komórek mamy. Gdy zadzwonił telefon i dowiedziałam się, że mamy 9 komórek- byłam bardzo, bardzo szczęśliwa. A gdy usłyszałam, że wszystkie pięknie się dzielą i dobrze rokują to wpadłam w euforię.
Po pięciu dniach miałam transfer. Wyglądał jak zwykłe badanie ginekologiczne w trakcie którego za pomocą cienkiego cewnika lekarz umieścił zarodek w macicy. Podano mi jeden zarodek klasy 4AA. Po 9-ciu miesiącach urodził się ON!
Jaka jest skuteczność ICSI?
I tu pojawia się problem. Nie znalazłam aktualnych badań potwierdzających skuteczność ICSI wykonywanego w Polsce. Najczęściej podaje się, że skuteczność in vitro w Polsce oscyluje w granicach 31-35%. Z pewnością ISCI zwiększa o kilka procent szansę na ciążę szczególnie u tych par, u których przyczyną niepłodności jest czynnik męski. Kliniki leczenia niepłodności podają swoje dane liczbowe, ja natomiast traktowałabym je z przymrużeniem oka.
Ile kosztuje ICSI? Ile kosztuje in vitro?
O tym ile kosztuje in vitro już pisałam. My na procedurę ICSI wydaliśmy łącznie 15tys. zł. Czy to dużo, czy mało…zależy jak na to spojrzeć. Mogliśmy podejść do klasycznego in vitro, ale wtedy szanse na to, że zdrowy, ruchliwy plemnik zapłodniłby moją komórkę były niewielkie. Wydalibyśmy kilka tysięcy złotych na taką procedurę, a byłyby to pieniądze wyrzucone w błoto. My woleliśmy od razu zapłacić więcej, ale zastosować ICSI, które w przypadku problemów z nasieniem jest najlepszym rozwiązaniem.
Czy gdybym kolejny raz miała podejść do in vitro to zdecydowałabym się na ICSI? Z pewnością tak! Mamy jednak zamrożone zarodki i mam nadzieję, że uda nam się z nich uzyskać kolejną ciążę, na którą tak bardzo czekamy…
MIŁO MI, ŻE ZE MNĄ JESTEŚ…
JEŚLI PODOBA CI SIĘ WPIS POLUB PROFIL MATKA MIMO WSZYSTKO NA FACEBOOKU LUB DOŁĄCZ DO GRUPY ZAMKNIĘTEJ „NIEPŁODNOŚĆ…CZYLI CHCIEĆ, A NIE MÓC”.
Bardzo ciesze sie ze znalazlam ten blog. Wszystko co opisalas i przez co przeszlas dotyczy dokladnie mnie. Wlasnie jestem po ICSI i na jutro mam wyznaczony pierwszy test na Bêta HCG. U mnie tez wszystko przebieglo bardzo dobrze (na szczescie mieszkam i pracuje za granica wiec wszystkie koszty mam zrefundowane ) nie mniej jednak wczoraj moja radosc prysla gdyz dostalam okres. Mowia ze to nie jest wyrocznia wiec pojde dzielnie oddac krew. Gdyby jednak nie to mamy 2 zarodki dobre zamrozone wiec sie nie poddam. Bede walczyc. Dziekuje raz jeszcze za wsparcie.
Koniecznie daj znać jak odbierzesz wyniki. Trzymam kciuki z całych sił!!!
Dzieki za odpowiedz Aniu. Niestety tym razem sie nam nie udalo. Poszlam rano na test pelna optymizmu i by nie myslec zajelam sie sprzataniem byla piekna sloneczna pogoda ponad 20stopni i coz po poludniu zanim mialam wziac drugi Dufaston tel od ginekolog ze niestety…Na pocieszenie ze to prawie normalne ze za pierwszym razem sie nie udalo mimo dobrego transferu. Coz w przyszlym tyg mam wizyte by ustalic date criotransferu. Moze nastepnym razem bede bardziej uwazac i wezme wiecej zwolnienia lek….
Dam znac. Pozdrawiam goraco??????
Też się cieszę że trafiłam na ten blog. Ja już co prawda jestem po 1 nie udanym transferze i też przechodziliśmy przez metodę ICSI, mamy jeszcze zamrożonych 8 bąbelków i planujemy kolejna próbę. Co do mojego przypadku nie mogę powiedzieć co zawiodło, w okresie pobrania i transferu odeszła mi bliska osoba więc można powiedzieć że stres zrobił swoje tego już nie będę wiedziała. Jednak lekarz po tym wszystkim zaleciła żeby zrobić mi badania kurczliwosci macicy bo też mówiła o badaniach ze nadmierna kurczliwosc też może mieć wpływ na zagnieżdżenie. Życie pisze różne scenariusze dlatego nie zrażam się i nie podaje. Pozdrawiam
Na kurczliwość macicy można mieć podany Atosiban- on jest podawany przed i w trakcie transferu, świetnie wycisza wszelkie skurcze. Ja się po nim czułam taka rozluźniona.