
Źle się czuję…Nie wiem czy to po Zoladexie, który przyjmuję, czy jakoś tak ogólnie coś mi dolega, a raczej nie mi tylko mojej duszy. Myślałam, że weekend majowy to zmieni, że nabiorę sił do walki, że odpocznę i będę miała więcej energii, a niestety tak się nie stało. Mam wrażenie, że na to samopoczucie składa się kilka rzeczy.
Po pierwsze przyjmowane leki. Wzięłam pierwszą dawkę Zolaxedu. Jest to implant podskórny, który należy wstrzyknąć w powłoki brzuszne. Ma on przygotować moją macicę do zabiegu usunięcia zrostów. Gdy wyjęłam go z opakowania i zobaczyłam wielką, długą i grubą igłę to myślałam, że to jakaś pomyłka i że chyba kupiłam zły lek! W życiu już wzięłam sporo zastrzyków, sama kłułam swój brzuch do 14-go tygodnia ciąży przyjmując Prolutex i Clexane…ale tamte leki to był pikuś w porównaniu do Zoladexu. No ale zagryzłam zęby i jakoś dałam radę sobie go zaaplikować. Pytanie czy ja w ogóle sama powinnam go sobie podawać, czy nie powinna tego zrobić pielęgniarka? Ale nikt mi tego nie zasugerował, więc kupiłam i sobie wstrzyknęłam. Dwa dni po przyjęciu zaczęły się objawy uboczne- ból głowy, senność, uderzenia gorąca. Nie wiem jak wytrzymam te 2 miesiące, przez które mam go przyjmować…
Po drugie-praca. Nie układa się i nie wygląda tak jakbym chciała. Myślałam już nawet o zmianie, ale w kontekście naszych planów i starań o dziecko- nie jest to teraz najlepszy moment. Jednym słowem-pozostaje mi siedzieć cicho i robić swoje…Problem tylko w tym, że taka postawa jest całkowicie niezgodna z moim charakterem i wywołuje u mnie bunt i sprzeciw…
Po trzecie-blog. W ostatnich dniach natknęłam się na hejt na temat mój i mojego bloga. Na co dzień jakoś niespecjalnie bym się tym przejęła, bo wychodzę z założenia, że skoro ludzie o tobie mówią, to dobrze, bo to oznacza, że żyjesz. Jednak tym razem- w moim obecnym stanie i kiepskim samopoczuciu- jakoś mnie to bardzie zabolało, wkurzyło i odebrało chęci do dalszego działania. Nie pisze bloga zarobkowo, wręcz mam same wydatki związane z jego prowadzeniem. Chciałabym pomóc innym kobietom uzyskać informacje o procedurze in vitro czy metodach leczenia niepłodności. Poświęcam na pisanie mnóstwo czasu, który mogłabym spożytkować na coś innego…a mimo to ludzie krytykują…Dlatego też zastanawiam się czy to moje pisanie ma sens. Czy ktokolwiek to doceni, czy komuś się to przyda?
Po czwarte- starania. Nie wiem czy dobrze robię nadal walcząc z niepłodnością, podchodząc do kolejnych zabiegów i faszerując się toną leków. Może powinnam odpuścić i docenić to co mam, a nie ciągle oczekiwać od życia więcej i więcej…
Jak już to wszystko z siebie wyrzuciłam…powinnam napisać, że jest mi nieco lżej. O dziwo nadal nie jest. To chyba jakiś dłuższy stan…Poczekamy kilka dni i zobaczymy czy minie…bo przecież kiedyś musi minąć!
Nie przejmuj się tym, co inni myślą, tylko rób swoje 🙂 zawsze znajdzie się ktoś mało życzliwy. A jeżeli swoimi postami pomożesz chociaż jednej osobie, to najlepszy powód, by nie przestawać. No i samemu można wyrzucić złe emocje, wyżalić się. Mnie też dopadły dziś czarne myśli, więc to chyba taki dzień, może jutro będzie lepiej??
Kochana, nie przejmuj się- blog jest Twój- to Twoje miejsce, gdzie możesz wydusić z siebie wszystkie emocje- te dobre i te złe, gdzie możesz ponarzekać, cieszyć się z różnych rzeczy- inni nie mają prawa Cię oceniać, bo to jest Twoje życie- mogą co najwyżej doradzić, ale nie rozkazywać, a po 2 jak się komuś nie podoba, to niech nie czyta; nie denerwuj się Aniu- szkoda złości na takich ludzi, niech oni się zajmą swoimi sprawami; przytulam Cię mocno i proszę nie rezygnuj z pisania- zawsze chętnie czytam Twoje posty; a co do samopoczucia, to najwyraźniej coś jest dzisiaj w pogodzie, bo mnie też od kilku godzin słabi; głowa do góry i rób dalej swoje